piątek, 4 października 2013

Spacerem po mieście uniwersytetów - Boston

Do widzenia Kanado, witajcie USA.



Przekraczanie granicy może być stresujące, strażnicy są poważni i niemili. A mi przeszło przez myśl, że nie wpuszczą mnie z powrotem. Musiałam czekać w innym pomieszczeniu razem z garstką innych „podejrzanych” i czekać, aż jeden ze strażników łaskawie sprawdzi dokumenty. Średnio 15 minut na jeden paszport, chyba, że ktoś był bardziej podejrzany to więcej.

Ale przechodząc do sedna – wylądowałam w Bostonie – mieście, które wszyscy zachwalali, a na mnie nie wywarło żadnego większego wrażenia. Może byłam już zmęczona, może brakowało mi towarzystwa. Podejrzewam, że gdybym pojechała tam z dobrymi znajomymi to podobałoby mi się bardziej.

Pierwsze co mnie uderzyło po wyjściu z dworca autobusowego? Brudne ulice, baaaaardzo grubi ludzie (o dziwo, nie uderzyło mnie to gdy wylądowałam po raz pierwszy w NY w marcu), pełno bezdomnych krzyczących za tobą „God bless you” i ogólnie… Ameryka. W końcu to odczułam. Po dotarciu do hostelu pozbyłam się placaka i wyruszyłam w miasto. Na szczęście centrum jest dość małe, praktycznie wszędzie dojdzie się na pieszo z małymi wyjątkami, gdzie można podjechać metrem lub tramwajem. Z ciekawostek – bostońskie metro było pierwszym takim systemem w Stanach i potocznie mówi się na nie „T”.

Jeśli ktoś się mnie spyta czy warto tam pojechać to odpowiem, że tak. Każdy powinien zdobyć własne doświadczenia, z tych osób które tam były to wszystkie powiedziały, że były zadowolone. Jest tam dużo ładnych rzeczy do zobaczenia, jednak to miasto nie miało dla mnie żadnej większej magii. Może innym razem spodobałoby mi się bardziej. Podobnie było z Nowym Jorkiem w moim przypadku – za pierwszym razem nie zrobił absolutnie żadnego wrażenia, za drugim szczerze go polubiłam.


Co mi się podobało w Bostonie? Występy ulicznych magików i artystów. Taki magik posiada nawet swój sprzęt nagłaśniający (w Montrealu widziałam podobny występ). Oprócz tego włoska dzielnica, w której wiele włoskich rzeczy zostało strasznie zamerykanizowanych jednak było czuć inny klimat. Natomiast absolutny nr 1 – Cambridge, w którym znajduje się najlepszy uniwersytet Stanów Zjednoczonych – Harvard. Nie mam tu za dużo do opisywania, więc tym razem więcej zdjęć niż czytania ;-)

Charakterystyczne bostońskie kamienice, dużo ich widziałam we włoskiej dzielnicy, w pobliżu której znajdował się mój hostel
Widok na marinę oraz Bunker Hill Monument, upamiętniający bitwę pod Bunker Hill



Bardzo popularna w Ameryce forma zwiedzania miasta
Punkt pierwszy mojej pieszej wycieczki - chciałam zobaczyć słynny statek USS Constitution, czyli najstarszy pływający i pozostający w czynnej służbie okręt świata (wodowanie odbyło się w 1797 roku). Gdy chciałam przekraczać bramy portu strażnik zatrzymał mnie i powiedział "proszę pani, pani statek odpłynął". Na początku nie wiedziałam o co chodzi, lecz później okazało się, że okręt wypływa w morze o określonych godzinach. O ile dobrze zrozumiałam to można nawet wziąć udział w takim rejsie. Ja na powrót statku musiałam czekać aż 2 godziny! Zdecydowałam się przejść nabrzeżem i odpocząć po męczącej nocy w autobusie z Kanady.
Bostonian Skyline
 


No i w końcu doczekałam się powrotu USS Constitution do portu. Statek jest duży i robi wrażenie, jednak nie wpadłam w szczególny zachwyt.



Dzielnica włoska, akurat trwały przygotowania do jakiegoś festiwalu. Żałuję, że nie był on w trakcie, bo chętnie zjadałabym coś "włoskiego".
 

Ulice w tej okolicy posiadały specjalne tabliczki z nazwami ulic w języku włoskim. Co ciekawe różniły się one od tych w języku angielskim, które zobaczyć można w innych częściach miasta.
 



Kolejny charakterystyczny element bostońskich kamienic - metalowe ewakuacyjne klatki schodowe
 



 

Jeśli wierzyć napisowi nad wejściem - jest to najstarsza tawerna w Ameryce!
 

Turystów w Bostonie są krocie, na ulicach zobaczyć można różne formy artystów starających zarobić w każdy sposób
 







Dworzec autobusowy
Ten mural okazał się miłym powitaniem w mieście - świetny pomysł, jak można wykorzystać kształt budynku do stworzenia sztuki

Bostońskie Chinatown nie zawiodło - dzielnica jest ogromna i naprawdę nie mogłam mieć żadnych wątpliwości co do tego, gdzie się właśnie znalazłam

Księgarnia na świeżym powietrzu, a ceny książek "z pod chmurki" wahały się między $1-$5
Przed wejściem do parku Boston Common znajduje się wystawa poświęcona zmianom, jakie zachodzą na świecie. Kule ziemskie ustawione są w szeregu i każda reprezentuje coś innego. Powyższa odnosi się do zmian klimatycznych. Zabrakło by mi tu miejsca, żeby zamieścić zdjęcie każdej kuli, jednak wybrałam te, które mi spodobały się najbardziej.
Jednym z większych problemów Amerykanów jest to, że praktycznie wszędzie trzeba używać samochodu. O ile jest to zrozumiałe w okolicy, do której dojście do sklepu zajęłoby 2h, o tyle w mieście już nie do końca. W takim mieście jak Nowy Jork czy Boston, gdzie komunikacja miejska jest łatwo dostępna i działa sprawnie, lepiej wybrać właśnie taki środek transportu niż własny samochód. Innym rozwiązaniem jest chodzenie, tak jak mówi powyższy napis na kuli, która była sponsorowana przez Reebok'a.
Kolejny ekologiczny przekaz - oszczędzajcie prąd! I zamiast splać kilowaty, spalajcie kalorie.
Ola Z. - ten świat specjalnie z dedykacją dla Ciebie. Gdy tylko to zobaczyłam , od razu pomyślałam o Tobie i Twoim strachu przed żabami :-)
Kula, która znajduje się najbliżej pokryta została opakowaniami po różnego rodzaju detergentach, których na co dzień używamy w naszych domach.
 


A to już wewnątrz Boston Common - który został otwarty w 1634 roku jako pierwszy park publiczny w Stanach. Co za tym idzie - jest to najstarszy park w kraju!

Najbliższym sąsiadem Boston Common, znajdującym się po drugiej stronie ulicy jest Boston Public Garden - wiktoriański ogród, który powstał 200 lat po Boston Common.
Główną atrakcją ogrodu są Swan Boats - stworzone i obsługiwane przez rodzinę Paget od ponad stu lat.
 



Składzik sztuki Pani Myszki - weź co chcesz, daj ile chcesz :-)
 


Zdziwiłam się widząc gondole. Charles River Esplanade.
 


Również w tej części miasta znalazłam wystawę kul ziemskich.
 


Hatch Memorial Shell
 

Zostało mi jeszcze sporo zdjęć z Bostonu - nie miałam zbytnio co tam robić oprócz zdjęć, więc w następnym poście nabiorę Was do najsłynniejszego uniwersytetu na świecie - Harvardu. A tak na marginesie, jedna z ciekawostek - wiedzieliście o tym, że Boston jest miastem uniwersytetów? W żadnym innym mieście w USA nie ma ich więcej niż tam. ;-)

2 komentarze: