Z naszym road tripem wystartowałyśmy w piątkowy wieczór; sobotni poranek rozpoczęłyśmy od zwiedzenia
Destylarni Jacka Danielsa w Lynchburgu, a następnie skierowałyśmy się do pierwszego miejsca, w którym miałyśmy spędzić więcej czasu. Znalazłyśmy się w Nashville! Stolicy stanu Tennessee, światowym centrum muzyki country oraz mieście, które czasami nazywane jest "Atenami Południa". Dlaczego? Odpowiedź w dalszej części.
Nie wiedziałam zbyt dużo o Tennessee, stan sam w sobie wydawał mi się nudny i monotonny - wiele się o nim tutaj nie nasłuchałam. Gdy zaczęłam jednak czytać przewodniki, dowiedziałam się, że jest to istna muzyczna mekka - wizyta w Nashville i Memphis to punkt obowiązkowy. Pamiętam swój szok, gdy dowiedziałam się, że Virginia należy już do Południa. Jednak dzisiejsza Virginia tak naprawdę nie ma aż tyle wspólnego z południowością, co stany, które faktycznie jak to Południe wyglądają. Takim stanem jest między innymi Tennessee, i jeśli nie charakterystyczne miasteczka to na pewno akcent mieszkańców da nam o tym znać.
Pierwszym przystankiem nie było nic innego jak łóżko - obowiązkowa dwugodzinna drzemka. Połowę trasy do destylarni spędziłam za kółkiem, później ciężko mi było usnąć więc prawdę mówiąc bez odpoczynku daleko bym w Nashville nie zaszła. Mój host z Toronto opowiedział mi o tym mieście, że muszę koniecznie zobaczyć tamtejsze imprezy. Nie do końca wiedziałam o co mu chodzi - przecież na imprezę można iść wszędzie. Później zrozumiałam o czym była mowa - imprezy w Nashville mają zupełnie inną definicję od tych, o których myślałam ja.
Po drzemce - wypoczęte i podekscytowane wyruszyłyśmy w kierunku
Grand Ole Ophry - czegoś, co można nazwać świątynią dla miłośników country. Jest to absolutne
must see, dla każdego fana. Kogo można zobaczyć dookoła? Kowbojów! Najprawdziwszych w świecie kowbojów. I oczywiście kowbojki - w zwiewnych letnich sukienkach, z charakterystycznymi butami na nogach, nierzadko z kowbojskim kapeluszem na głowie. Takie coś trzeba po prostu zobaczyć i tego doświadczyć. Miałam wrażenie jakby czas w niektórych miejscach się całkowicie zatrzymał, a my wyglądałyśmy totalnie nie na miejscu - odstawałyśmy od reszty ubiorem i naprawdę rzucało się to w oczy.
Po tych doświadczeniach chciałyśmy zobaczyć centrum miasta. Gdy tam trafiłyśmy było tam strasznie pusto! Nie chciało mi się w to wierzyć, że metropolia licząca prawie 600 tys. ludzi może wyglądać na opustoszałą. Tak jednak było. Nie można zapominać, że większość drapaczy chmur w centrach amerykańskich miast to dzielnice finansowe - żyją w tygodniu, w godzinach pracy. Gdy nastaje weekend, jest tam cicho i spokojnie. Po ulicach nie jeździło nawet wiele samochodów. To właśnie w
downtown trafiłyśmy na pierwszy z trzech ślubów tego weekendu. Wynajęcie tego budynku musiało naprawdę sporo kosztować, a patrząc na gości można było odnieść wrażenie, że to nie są zwykli obywatele. Żeby zorganizować ślub taki jak tamten objętość porfela, a raczej ilość zer na rachunku bankowym musi być imponująca.
|
To właśnie tam odbywał się wspomniany wcześniej ślub |
Po dłuższym wędrowaniu po mieście bez celu oraz zobaczeniu prześlicznego zachodu słońca stwierdziłyśmy, że warto byłoby spróbować słynnego południowego barbeque. Nic się nie działo, a my byłyśmy zmęczone. W drodze do hotelu trafiłyśmy do zupełnie innej dzielnicy - pełnej życia, kolorowej i głośnej! Gdy to zobaczyłam od razu wiedziałam o czym mówił mój host z Toronto! Na dobry wieczór dostałyśmy po puszcze Coca-Coli Light - trochę się zdziwiłam, gdy podszedł do mnie facet w momencie gdy stałyśmy na światłach. Chyba zobaczył moją minę i od razu wyjaśnił, że to akcja promocyjna ;) (w sumie nie powinno mnie to zdziwić po lodowej akcji promocyjnej z Bostonu).
|
Widok na okolice Nashville |
|
Aż ciężko w to uwierzyć, ale ta okolica - samo centrum miasta - była niesamowicie cicha i spokojna |
Na ulicach - jeszcze więcej kowbojów i kowbojek. Myślę, że 90% dziewczyn tak właśnie ubiera się na imprezy - lekka sukienka i wielkie kowbojskie buty. Od razu rzuca się w oczy, kto jest turystą. Przeszłyśmy się ulicą, bardzo głośną ulicą! Wszędzie zobaczyć można było neonowe lampy, rozweselonych ludzi oraz knajpy z barbeque, na które my też się skusiłyśmy.
|
Niestety jakość niezbyt dobra, ale wyobraźcie sobie, że właśnie tak wyglądała większość przechodniów :) |
|
Sklep wypełniony kowbojskimi kozakami! |
|
Pierwsze bbq w samym sercu Tennessee |
Zmęczenie mimo wszystko brało górę, w Nashville miałyśmy ostatni obowiązkowy punkt do zobaczenia - coś dzięki czemu miasto zyskało przydomek
Ateny Południa. O co chodzi? O najprawdziwszą, pełnowymiarową replikę Partenonu z Aten, wybudowaną w Nashville w 1897 roku. Plan był taki żeby zobaczyć jak wygląda po zmroku (wszystkie tego typu atrakcje w Stanach są odpowiednio oświetlone), a nazajutrz przyjechać dokładnie to obejrzeć. No i tutaj pojawił się problem w postaci wesela nr 2. Zasobność portfela młodych małżonków lub ich rodziców musiała być jeszcze większa - nie dość, że przyjęcie weselne z wielkimi namiotami odbywało się przed Partenonem, to z tego budynku zrobili... parkiet. Drzwi były zamknięte za 3 spusty, z opowieści tylko wiemy, że w środku znajduje się piękny pomnik Ateny. Prawdziwego Partenonu niestety jeszcze nie widziałam, ale ten amerykański różni się od greckiego tym, że oczywiście nie jest ruiną. Polecam zobaczyć wszystkim, którzy zabłądzą w te strony Południa.
|
Namiot zasłonił cały front budynku... Niestety następnego dnia, kiedy po całej imprezie zostało już posprzątane, nas nie było już w mieście... |
|
Drzwi do wnętrza budynku, za którymi kryje się owiany tajemnicą posąg Ateny :) |
Wrażenia po wizycie w Nashville? Miasto, którego nie można w żaden sposób pominąć podaczas podróży w tamte rejony USA. Wszystko to, czego mogłam tam doświadczyć było zupełnie dla mnie nowe. I totalnie inne od tego czego się spodziewałam! ;-)
Ej, czyli to jednak nie tylko w filmach takie rzeczy...to się dzieje naprawdę :), niesamowite! -Dasia
OdpowiedzUsuńW takich miejscach można się samemu poczuć jak w filmie, potwierdzam! ;-)
Usuń