poniedziałek, 14 października 2013

Tennessee Road Trip - z wizytą u Jacka Danielsa

Sierpień i początek września należały u mnie do chyba najbardziej zajętych miesięcy pod względem podróżowania. Do tego stopnia, że nie miałam czasu się rozpakować z jednej eskapady, bo po kilku dniach musiałam pakować wszystko od nowa. Pod koniec moich sierpniowych wakacji nie powiem, marzyłam o moim łóżku i prysznicu i zrzuceniu z siebie tego wielkiego plecaka, który zdawał się ważyć więcej i więcej. Wróciłam do domu w niedzielę, a w piątek siedziałam już w samochodzie udając się w jak najbardziej przeciwnym kierunku do tego, z którego właśnie wróciłam.

Początek września to w USA długi weekend - Amerykanie obchodzą święto pracy, jest to zazwyczaj ostatni weekend wakacji (jest to zależne przede wszystkim od stanu i hrabstwa). Ciągnęło mnie strasznie do Nowego Orleanu ( i dalej ciągnie;), jednak porównując oferty lotnicze i czas, jaki spędziłybyśmy w mieście, pomyślałam, że nie jest to tego warte. Znów zaczęłam intensywnie wpatrywać się w mapę i zamarzył mi się road trip. Ustaliłam przykładową trasę, wysłałam to do koleżanek i pomysł dziewczynom się spodobał. W wersji końcowej trasa miała obejmować:
  •  wschód słońca nad Great Smoky Mountains, leżącymi na granicy Karoliny Północnej i Tennessee,
  • Nashville, stolicę stanu Tennessee oraz
  • punkt najważniejszy (jak nam się wydawało), czyli Memphis - stolicę blues'a oraz miasto kojarzone z Elvisem.

Tak wyglądał nasz poranek, jeszcze na trasie ;)
Nie miałyśmy ściśle określonych planów, stwierdziłyśmy, że co ma być to będzie. Dzień przed wyjazdem przeglądając facebook'a zobaczyłam zdjęcie wstawione przez mojego kolegę, którego głównym bohaterem było... whiskey, a konkretnie Jack Daniel's. Spojrzałam się na to zdjęcie i już wiedziałam, gdzie chcę pojechać. Nie wiedziałam jednak co na ten temat powiedzą dziewczyny, które chciały zobaczyć wschód w górach. Gdy powiedziałam im o tym, że mogłybyśmy pojechać do destylarni, wiedziałam, że nie odpuścimy i nadłożymy drogi, żeby tam się znaleźć. W końcu do Parku Narodowego Smoky Mountains dojechałybyśmy w nocy, więc nie miałoby to sensu, żeby czekać tam na wschód i tracić cenny czas.





Po około 12 godzinach spędzonych w samochodzie w końcu udało nam się dotrzeć do bardzo malutkiej miejscowości, znanej tylko i wyłącznie dzięki słynnej whiskey! Nie mogłyśmy dojść do ładu z godziną i jak się okazało przekroczyłyśmy strefę czasową, nawet o tym nie wiedząc. Tak się kończy wycieczka bez dokładnego przygotowania :) Ta część USA uważana już jest za południe i naprawdę to widać i słychać. W centrum wszystko było jeszcze pozamykane, jednak powoli zaczęli gdzieniegdzie pojawiać się ludzie. Chwilę rozmawiałyśmy z miejscowym motocyklistą (posiadającym wypasionego Harley'a), na oko ok. 65 lat, który niebawem wyruszał w podróż bodajże do Kalifornii. Na motorze miał za to naklejkę z flagą Kanady i na ten widok, aż się uśmiechnęłam, przecież zaledwie tydzień wcześniej byłam w tamtym kraju! Pan motocyklista polecił nam zjeść śniadanie w pobliskiej knajpce. Poszłyśmy za jego radą uzbrojone w burczące brzuchy. Po wejściu do środka miałam wrażenie, że cofnęłam się do lat 80. ubiegłego wieku. Coś takiego widziałam chyba tylko w filmach! Na stołach leżały ceraty, przeważający wzór to... krowie łaty. Po usłyszeniu południowego "g'mornig gals", zamówiłyśmy śniadanie z niekończącą się dolewką kawy. Każdy kto na nas spoglądał mógł zobaczyć nasze podekscytowanie. Za niecałą godzinę miałyśmy przekroczyć progi słynnej destylarni!

Po zjedzeniu śniadania chciałyśmy się jeszcze pokręcić po centrum Lynchburga. Zaczepione zostałyśmy przez starszego pana, który miał problem i potrzebował naszej pomocy. Gdy wytłumaczył o co chodzi, aż nie wiedziałam co powiedzieć, bo zrozumiałam, że potrzebuje nas do jakiegoś eventu z pokazem koni, ale miało to mało sensu. Patrzałam się z nadzieją na koleżankę, która studiowała anglistykę, więc myślałam, że kto jak kto ale ona zrozumiała o co mu chodziło. Nic bardziej mylnego - spytała się go, czy dobrze zrozumiała, że chce nas zatrudnić do zbierania jabłek! A o co chodziło tak naprawdę? Starszy pan miał iPad'a, o którym mówił po prostu Apple, na nim znajdowały się filmiki z pokazu koni i zabrakło mu na nim miejsca i nie wiedział jak sobie z tym poradzić. Jego południowy akcent wprawił nas w naprawdę duże zakłopotanie.





 






Zanim udałyśmy się do destylarni, wstąpiłyśmy jeszcze do sklepu z pamiątkami - oczywiście motyw przewodni to Jack Daniel's. Kupić tam można było absolutnie wszystko - była nawet musztarda i dżem, oczywiście z dodatkiem słynnej whiskey. Można było znaleźć wszelkie możliwe części garderoby, kieliszki, szklanki, kubki. Książki i albumy. Dosłownie było tam wszystko. Po spojrzeniu na zegarek wiedziałyśmy, że już na czas i musimy pędzić do destylarni.



 



Po przekroczeniu pięknej i wielkiej bramy z napisem Jack Daniel Distillery skierowałyśmy swoje kroki to głównego budynku. Wiedziałam, że wycieczki po destylarni są darmowe, zaproponowano nam jednak wycieczkę z degustacją, która kosztowała bodajże $10. Po prawie nieprzespanej nocy stwierdziłyśmy jednak, że nie będzie to najlepszy pomysł i zadowolimy się zwykłym zwiedzaniem.
 

Jack Daniel Distillery jest najstarszą destylarnią w całych Stanach Zjednoczonych!
 Wszystko zaczęło się od pokazu filmu, potem po naszą grupę przyjechały białe busiki z charakterystycznym logo i zawiozły do pierwszego punktu. Pokazano nam jak uzyskuje się węgiel drzewny z klonu cukrowego, potrzebnego do filtracji whiskey. Odwiedziłyśmy biuro w którym pracował Jack, oraz wiele pomieszczeń, w których produkuje się whiskey. Miałyśmy możliwość zobaczenia wielkich kadzi z fermentującą się whiskey - zapach bardziej przypominał sfermentowane piwo niż whiskey. W innym pomieszczeniu mogłyśmy zobaczyć jak trunek jest filtrowany przez węgiel oraz system specjalnych rurek. Nasz przewodnik otworzył kadź, żebyśmy poczuli już silny zapach Tennessee Whiskey. ;-) Ostatnim przystankiem było pomieszczenie, w którym składowane są wszystkie beczki - od ziemi do sufitu. Fajnie było mieć świadomość, że każda butelka Jacka Danielsa miała tutaj swój początek.






Samochody Jack'a ;-)

To właśnie tutaj miała początek pierwsza wyprodukowana przez Danielsa whiskey - woda pochodziła z tego źródła



Część przemysłowa fabryki.



Nie sposób było zapomnieć gdzie się zajdowałyśmy - napisy mówiły same za siebie :-)
Jeden z najdroższych rodzajów produkowanej w Tennessee whiskey.





Barrel House, czyli miejsce gdzie "leżakują" wszystkie beczki wypełnione whiskey. Pomieszczenie wypełnione jest nimi od dolnej półki przy podłodze aż pod sam sufit. Niestety nie można było robić żadnych zdjęć wewnątrz budynków.






Wizyta w destylarni była naprawdę świetnym doświadczeniem. Dodatkowo super jest mieć świadomość, że absolutnie każda butelka tego trunku pochodził właśnie stamtąd. Teraz gdy zobaczę taką butelkę na stole za każdym razem wrócę na chwilę myślami do miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło - malutkiej miejscowości położonej w dolinie gdzieś w Tennessee. A to był dopiero początek naszej wycieczki. Następnym razem zabiorę Was do Nashville - stolicy stanu Tennessee oraz światowego centrum muzyki country! ;-)



6 komentarzy:

  1. ale genialnie, juz chce tam byc! :D
    Najbardziej podoba mi sie ksiazka kucharska z Jackiem Danielsem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Nie przyglądałam się przepisom, ale podejrzewam, że wszystkie łączy jeden składnik - whiskey!

      Usuń
  2. Ja byłam teraz w fabryce Guinessa w Dublinie i nie powiem, wywarło na mnie wrażenie, ale płacic 30€ za wejscie do fabryki, gdzie się ma jedno piwo za free , które normalnie kosztuje w barze 5€ a w sklepie 2€ to przeginka... No i spedziłam tam jedyne 35min... No ale jak na jednorazowa przygode, warto wydac 30€, ale już się nie skusze na to haha ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście zwiedzanie tej destylarni było naprawdę szczegółowe, darmowe(!) i naprawdę można było dowiedzieć się wielu rzeczy. Odkrycie tego, że wstęp jest darmowy naprawdę było dla mnie zaskoczeniem - w Polsce i w Europie na coś takiego raczej liczyć nie można :)

      Usuń
  3. bardzo fajne zdjęcia! :) i w ogóle ciekawie piszesz ;-)

    OdpowiedzUsuń