Odwiedzenie
domu króla rock’n’rolla – Elvisa Presley’a było niesamowitym przeżyciem, ale
jeszcze sporo na nas czekało w Memphis. Wiele miejsc znanych z teledysku Marca Cohn'a mogłam zobaczyć na własne oczy!
Pierwsze
co zobaczyłyśmy zbliżając się do centrum? Słynny most nad rzeką Missisipi i tu
należy wspomnieć o przydomku jaki ma miasto, czyli The River City. Mississippi River najdłuższą rzeką w Ameryce Północnej i jedną z czterech najdłuższych rzek swiata, a Memphis to największe miasto nad nią leżące. Kolejnym
ciekawym obiektem była… piramida. Ze szkła. W okolicy mogłyśmy zobaczyć pewnego
rodzaju wiadukty, z kolejkami. Jest to coś charakterystycznego w tym mieście,
niestety mi nie udało się skorzystać z tego środka lokomocji.
Hernando de Soto Bridge - most łączący West Memphis w Arkansas i Memphis w Tennessee |
Mud Island Monorail, która łączy Memphis Downtown z pobliską Mud Island, na której znajduje się park rozrywki. |
Od
wielu osób słyszałyśmy, że będąc w Memphis trzeba koniecznie odwiedzić knajpę z
barbeque. Nasz pierwszy wybór okazał się nietrafiony – „restauracja” wyglądała
jak za komuny, okolica była okropnie nieprzyjemna, a miejsce było zamknięte.
Otwarte tylko od wtorku do soboty. Nie wiem jak takie coś mogło mieć najlepsze
recezje w Internecie. Kolejne miejsce, do którego pojechałyśmy wyglądało już zdecydowanie
lepiej, a jak się całkiem przez przypadek okazało pracował tam tegoroczny
maturzysta z Gdańska. Kolejny dowód na to, że świat jest mały ;-)
Mobilna "restauracja" z barbeque |
W
drodze powrotnej zauważyłyśmy ładną okolicę z historycznymi domami. To właśnie
tam trafiłyśmy na trzeci ślub tego weekendu. Tym razem wszystko wyglądało
zupełnie inaczej, prawdopodobnie dlatego, że weselnikami byli wyłącznie
Afroamerykanie. Po zobaczeniu początku ceremonii zdecydowałyśmy się udać do
miejsca, związanego z Elvisem, mianowicie słynnego Sun Studio, w którym
Presley nagrał swoje pierwsze przeboje. Okolica była jeszcze bardziej
nieciekawa niż ta, w której znajdowała się wcześniej wspomniana restauracja. Po
ciemku nigdy w życiu bym się tam nie wybrała.
Zaczęło
się już ściemniać, więc punktem ostatnim w Memphis było Beale Street – chyba
najsłynniejsza ulica miasta. Neonowe lampy było widać z daleka, a atmosfery tam
panującej nie da się do niczego porównać. W Stanach panuje zakaz spożywania
alkoholu na ulicach (podejrzewam, że jest tak w każdym Stanie), ale dzisiaj Beale
Street pełni fukncję jednego wielkiego pubu „pod chmurką”. Ulica
wyłączona jest z ruchu – obstawiona jest przez zastęp policjantów i radiowozów,
a oprócz różnego typu barów, restauracji i sklepów z pamiątkami spotkać można
„otwarte puby” – stoiska z piwem, lub po prostu okienka w ścianie, z którego
serwowany jest alkohol (ja widziałam tylko piwo, nie wiem jak z innymi
rodzajami). Normalne piwo w USA ma pojemność ok. 350ml, na Beale Street można
kupić litrowy kubek piwa! Zainteresowało mnie stoisko z napisem – BEALE BIG ASS
BEER – myślałam, że to nazwa piwa, ale okazało się później, że to piwo jest po
prostu bardzo duże. I tanie! ;-)
Wyobrażacie sobie zainstalować taką pamiątkę w toalecie? ;-) |
Jeden z otwartych barów na Beale Street |
Jednym
z przemyśleń, które się nasunęło po wizycie w dwóch największych miastach
Tennessee jest to, że Nashville zdominowane jest przez białych i „ich” muzykę
country, natomiast Memphis to miasto czarnych i „ich” blues’a. A w tym
wszystkim Elvis, o czym nie da się zapomnieć.
Podsumowanie?
Nasza wycieczka trwała 3 doby, z czego większość czasu spędziłyśmy w samochodzie.
Żadna minuta nie była stracona i choć road tripy w Stanach są tanie, to na to
co zobaczyłam mogłabym wydać więcej pieniędzy, bo naprawdę warto było to
zobaczyć. 3 dni i ponad 3 tysiące kilometrów – coś co ciężko mi sobie wyobrazić
w Europie. Memphis pożegnało nas pięknym wschodem słońca i tęsknotą do tego,
czego nie zobaczyłyśmy. Może jeszcze kiedyś zabłądzę w tamte rejony, choć na
pewno nie sama. Wiele osób przestrzegało mnie przed tym, że Memphis to bardzo
niebezpieczne miasto, i że pod żadnym pozorem nie mam tam zatrzymywać samochodu
i najlepiej jechać z zakluczonymi od wewnątrz drzwiami. Czy jest się czego bać?
Nie chodziłam w miejsca gdzie mogło być bardzo niebezpiecznie, po zmroku czas
spędziłam na Beale Street, która z każdej możliwej strony obstawiona jest
policjantami. Niektóre rejony miasta naprawdę nie wyglądały zachęcająco, ale po
co tam wtedy chodzić?
Niestety zdjęcie zrobione z samochodu, więc jakoś nie jest zbyt dobra, ale takim właśnie widokiem żegnało nas Memphis. |
Wiele
razy to powtarzałam, ale zrobię kolejny – road trip do Tennessee był jednym z
najlepszych wypadów po Stanach, choć trwał zaledwie 3 dni. W takich momentach
jak tamten naprawdę czuję, że lubię tu być i że warto, bo wątpię, że w innej
sytuacji udałoby mi się to wszystko zobaczyć ;-)
Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że odwiedziłyśmy również sąsiedni stan - Arkansas (i tutaj ciekawostka - po angielsku wymawia się to "Arkansoł"), gdzie znajdował się nasz hotel! ;)) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz