wtorek, 9 września 2014

If you're going to San Francisco...

...be sure to wear some flowers in your hair.

Kwiatów we włosach niestety nie było, jednak konfrontacja z tym mglistym miastem pozostawiła słodkie wspomnienia.

Kalifornia bez San Francisco Kalifornią by nie była, a samo miasto nie pasowałoby do żadnego innego stanu, tak jak pasuje do Kalifornii.

Czy było takim jakie je sobie wyobrażałam? Na pewno nie. Już w Seattle i Portland czułam, że miasta Zachodniego Wybrzeża całkowicie różnią się od tych na Wschodnim. Ludzie, wibracje - wszystko to odczuwa się inaczej nad Pacyfikiem.

Każdy ma jakieś mniejsze, lub większe wyobrażenia co do Kalifornii. Karmieni jesteśmy hollywoodzkimi produkcjami, które niejednokrotnie przerysowują rzeczywistość. Północna część stanu znacznie różni się od południowej. Mimo, iż na każdym kroku zobaczyć możemy palmy, to nie wpasowują się one tak samo w krajobraz jak na przykład w okolicach Los Angeles.

Źródło: http://www.panoramio.com/photo/21491178
Już od pierwszych chwil, gdy opuściłyśmy stację BART-a (Bay Area Rapid Transit) nie mogłam się pozbyć wrażenia, że jest to miasto kultowe. Pierwszą rzeczą która rzuciła mi się w oczy było stanowisko pucybuta, które z pewnością stanowi jeden z nieodłącznych elementów miasta. Wisiała tam jednak tabliczka, że za zrobienie zdjęcia oczekują napiwku (ilość turystów była zatrważająca!), więc odeszłam dalej. Czegoś takiego jednak wcześniej nie widziałam i mimo otaczającej nas nowoczesności poczułam się przeniesiona w czasie o kilkadziesiąt lat wstecz.







Chłód i wiatr w San Francisco nie należał do najprzyjemniejszych, więc skupiłyśmy się na obejrzeniu najważniejszych rzeczy. Pierwszym przystankiem były Painted Ladies, czyli wiktoriańskie domy znajdujące się przy Steiner Street.

Tereny, na których położone jest San Francisco określić można jako "górki i dolinki". I to nie byle jakie! Niejednokrotnie zobaczyć też można sąsiadujące ze sobą domy wybudowane w różnych stylach i rozmiarach, co może sprawiać wrażenie, że niektóre z nich zostały po prostu wepchnięte między inne.
Widok na Downtown San Franscico z Alamo Sqaure Park.

Alamo Square Park.

Na moje nieszczęście trafiłam na remont i 2 z siedmiu słynnych domów zakryte zostały rusztowaniami.
Kolejną słynną atrakcją, którą określić można jako "turystyczną pułapkę" jest przejażdżka tzw. cable car. Jest to system kolejowy pochodzący z drugiej połowy XIX wieku. Dzisiaj jest to ostatni taki system na świecie, który jest operowany ręcznie. Czy z cable cars korzystają tylko turyści? Nie. Dlaczego turystyczna pułapka? Kolejki. My stałyśmy w niej ponad dwie godziny, ale wiedziałam, że nie chcę opuścić miasta bez przejażdżki tym słynnym środkiem transportu.

Głodne i zmarznięte w końcu doczekałyśmy się właściwego wagonika, który zabrać nas miał do "najbardziej poskręcanej ulicy na świecie", czyli Lombard Street.

Każdy wagonik na końcu trasy wjeżdżał na specjalną, drewnianą platformę, którą pracownicy obracali ręcznie!
Jako pasażerka cable car czułam się jak w filmie. Miasto było takie inne, a z perspektywy bardzo głośnego i napakowanego ludźmi wagonika, wyglądało jeszcze lepiej!
 
Czasami miało się wrażenie, że wagonik nie da rady podjechać pod górę, innym razem, że nie zdąży wyhamować.
Lombard Street jest znana przede wszystkim ze swojego najbardziej zakręconego odcinka, który ma zaledwie około 400 m! Znajduje się on w dzielnicy Russian Hill. Hordy turystów są prawdziwą zmorą dla mieszkańców 12 malowniczo położonych kamienic!
Na szczycie naszej destynacji. Lombard Street.
 

Odcinek wiodący w dół jest jedyną drogą dojazdową dla mieszkańców.

Odcinek ten składa się z ośmiu bardzo ostrych zakrętów.


Z Lombard Street udałyśmy się z powrotem do centrum, tym razem już o własnych nogach. Byłyśmy przemarznięte, choć tego dnia naprawdę na pogodę narzekać nie mogłyśmy. Świeciło słońce, nie padał deszcz - jedynie chłodny wiatr znad zatoki od czasu do czasu wiał nam prosto w oczy.

Miasto jest o wiele czystsze niż Nowy Jork i ludzie wydawali się być też bardziej przyjacielscy. Czułam się tam po prostu inaczej. 

San Francisco jest piękne i jest to jedno z miast w Stanach, do którego wybrałabym się ponowie i mimo, że w Kalifornii to nie jest to taka Kalifornia o jakiej myślisz. 

2 komentarze:

  1. dzięki za tego posta, zdjęcia niesamowite.
    Sama planuję wyprawę do Cali i Twój blog stanowi dla mnie sporą inspirację :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć! :)

      Mam nadzieję, że kolejne posty dadzą Ci więcej wskazówek! Coś czego ja nie zrobiłam, a co zrobić warto, to przejechać rowerem przez Golden Gate. :)

      Usuń