Północna Karolina, z resztą tak jak i Virginia zaliczane są już do
południowej części Stanów Zjednoczonych (czyli bardziej rolniczej), więc
krajobraz różni się od północnej części. Mimo wszystko część Virginii w której
mieszkam, ciągle wygląda jak północ ;-)
Już po przekroczeniu granicy z Karoliną Północną widoki za oknem były
inne. Wszystkie miasteczka były dosłownie miasteczkami, sennymi na dodatek. W
Karolinie Północnej aktualnie nic się nie dzieje, mam wrażenie, że stan ten
odegrał w przeszłości swoją rolę i teraz może być spokojnie na emeryturze.
Naszym celem była miejscowość położona na tzw. Outer Banks, czyli pasie
wybrzeża, który oddziela ocean od zatoki i reszty kontynentu. Outer Banks
tworzy kilkanaście wysepek, natomiast sam pas lądu jest mniej więcej taki, jak
Półwysep Helski w najszerszym miejscu. Plaże Karoliny Północnej znałam przede
wszystkim z książek Nicholasa Sparks'a i powstałych na ich podstawie filmów i
cieszę się, że mogłam je zobaczyć na własne oczy. Dowiedziałam się nawet, że
niecałe 30 mil od miejsca, gdzie się zatrzymaliśmy, kręcony był film Noce w
Rodanthe, a dom, gdzie miejsce miała cała akcja filmu przez długi czas
wystawiony był na sprzedaż i gdy w końcu ktoś zdecydował się go kupić -
otworzył w nim restaurację. Oczywiście reklamują ją tym, że kręcono tam film.
Co ciekawe w filmie dom znajduje się dosłownie przy plaży, a teraz, kilka lat
po jego nakręceniu, właściciele musieli go przenieść, ponieważ ocean stwarzał
dla niego ciągłe zagrożenie.
Swój pierwszy raz w oceanie zaliczyłam na Florydzie, i chociaż tutaj
jest ciągle ten sam ocean, a temperatura przekracza 30 stopni w cieniu, to
jednak temperatura wody jest o wiele bliższa Bałtykowi. Właściwie to czułam się
prawie jak nad Bałtykiem, z tą różnicą, że piasek i krajobraz za plażą był inny
niż w Polsce. No i woda była nieporównywalnie czystsza. Mimo wszystko w takich
momentach strasznie mi tęskno do naszego morza i plaży. Na pewno nie można mnie
zaliczyć do osób, które "cudze chwalą, a swojego nie znają". To co
mamy nad polskim morzem to dla mnie cud natury ;-)
W sobotę po południu uskuteczniłam spacer brzegiem Atlantyku, 5km w
jedną stronę. Gdy wróciłam do domu, to nawet nie czułam się zmęczona. Spędzając
tyle czasu w Virginii z dala od wody, w końcu mogłam się nią nacieszyć. I
naprawdę, nie dziwię się, że Nicholas Sparks akcje większości swoich książek
umieścił właśnie tutaj. Jest naprawdę pięknie. Jedyne czego mi brakuje, to
zachodu słońca nad samym morzem. Na Wschodnim Wybrzeżu możesz podziwiać tylko
wschody, na Zachodnim - zachody. Jak na razie każdą okazję żeby zobaczyć wschód
przespałam, ale wierzę, że kiedyś mi się jeszcze uda to tutaj zobaczyć.
W niedzielę rano stwierdziłam, że znów pójdę na spacer, tym razem nie
w stronę mola w Kitty Hawks, a tego drugiego w Duck (tak, tak - miejscowość
nazywa się Kaczka:-). Ponoć dystans ten sam, ale po dojściu do mola byłam
pewna, że jest jednak dłuższy. Plus silne fale i największe słońce. Łatwo nie
było tak dreptać. A jak teraz wyglądam? Możecie mówić na mnie rak ;-)
Co ciekawe, na plaży było mnóstwo meduz, ale są one zupełnie inne od
tych, które do tej pory widziałam. Nie parzą, są dość twarde (bynajmniej po
wyrzuceniu ich przez morze) i jest ich pełno. Patrząc na mewy miałam wrażenie,
że te amerykańskie to też jakieś takie xxl, a oprócz nich zobaczyć można
pelikany. Wiecie co biega najszybciej po plaży? Kraby! Których też są krocie -
małe, duże, zielone i beżowe. Wszystkie mieszkają w dziurach wydrążonych w
piasku i potrafią niesamowicie szybko do nich uciekać.
A teraz mała lekcja historii. Kto latał samolotem łapka w górę!
Pamiętacie komu zawdzięczamy to, że możemy latać? Bracia Wright. Urodzeni w
Ohio, pierwszego udanego lotu maszyną latającą dokonali właśnie tutaj, w
Karolinie Północej (), prawie 110 lat temu. Pamiętałam ich z lekcji historii o
wynalazkach, jednak nie wiedziałam gdzie to miało miejsce. Teraz już wiem, a
ponadto mogłam zobaczyć to miejsce na własne oczy. Oprócz pomnika
upamiętniającego braci Wright, zobaczyć można również replikę ich obozu oraz
hangaru (którego wymiary to mniej więcej 3x8m) oraz kamienie milowe, znaczące
jak daleko udało im się "pofrunąć" podczas każdej z 4 prób.
Podsumowując - spędziłam świetny weekend spacerując brzegiem oceanu,
jedząc pyszne włoskie jedzenie i pływając w przerwach w basenie ;-) Żyć, nie umierać, jednak trzeba było w końcu wrócić na ziemię...
Molo w Kitty Hawk, NC |
Jestem Krabem! :-) |
Molo w Duck, NC |
To właśnie z tej górki wystartował pierwszy "samolot" |
zdjęcia są przepiękne!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam książkę " Noce w Rodanthe", ryczałam jak bóbr, a na filmie jeszcze bardziej :) buziaki!
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń