środa, 10 lipca 2013

Everglades National Park

Pierwszego dnia po przyjeździe na Florydę, wybrałam się na wycieczkę do Parku Narodowego Everglades. Słynny jest przede wszystkim z tego, że można zobaczyć tam aligatory w naturalnym środowisku! Jakby nie było, widziałam kilka! :-)

W drodze do parku miałam w pamięci krokodyle, które widziałam w gdańskim zoo i myślałam, że tutaj nie będę wcale "przeżywać" tego, że je zobaczę. W rzeczywistości... przeżywałam! :-) Nie można porównywać zobaczenia niebezpiecznego zwierzęcia w klatce/akwarium do zobaczenia go w naturalnym środowisku. Na samym początku przewodnik ostrzegł nas, żeby absolutnie nie wystawiać niczego poza łódkę - aligatory to maszyny do zabijania, z otwartą paczą wyczekują ofiary, a gdy już ją zamkną to nie puszczą. A jaka jest różnica między krokodylem a aligatorem? Aligatory możemy spotkać tylko w Chinach i USA.

Park Narodowy Everglades powstał w wyniku ochrony lasów namorzynowych. Ciekawostką jest to, że jest to największy tego typu las na całej półkuli północnej. Sama wycieczka po parku to "rejs" pewnego rodzaju motorówką, która w tylnej części ma olbrzymi silnik z wiatrakiem. Czasami to dosłownie lataliśmy ponad powierzchnią wody. Tak jak szybciej pisałam, panował absolutny zakaz wystawiania czegokolwiek poza łódkę - w lasach namorzynowych rośnie wiele traw, które przy takiej prędkości mogłyby naprawdę nieźle pociąć ręce.

Główną przyczyną odwiedzin turystów w Everglades jest chęć zobaczenia aligatorów. Jednak należy pamiętać, że jest to park narodowy a nie zoo. Nie można być pewnym zobaczenia tych gadów. Mi się na szczęście udało ;-) Pierwszym aligatorem, którego zobaczyłam był kilkumiesięczny mały aligatorek. Co ciekawe, gdy są małe, posiadają żółte paski na ciele. Nasz "rejs" zbliżał się już ku końcowi i byliśmy zawiedzeni, że nie udało nam się zobaczyć dużego aligatora. Jednak na samym końcu pojawiły się aż 2! Nie były to co prawda bardzo duże aligatory, ale wystarczyło mi to, żeby poczuć się usatysfakcjonowaną.

Po skończonym rejsie przyszedł czas na Wild Life Show. Zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu widziałam naprawdę olbrzymią ropuchę. Najśmieszniejsze było to, gdy przewodnik zmusił jedną z dziewczyn (która była ze swoim chłopakiem), do pocałowania tego obrzydliwego płaza i obietnicą, że zmieni się w księcia ;-) Oprócz aligatora pokazał nam również skorpiona, a także zagrożony wyginięciem gatunek kakadu.

Na sam koniec chętni mogli zrobić sobie zdjęcie z około 3-letnim aligatorem. Założyli mu na paszczę gumkę, żeby jej nie otworzył... Ale generalnie to szkoda mi tego gada. Codziennie przekazują go turystom z rąk do rąk, podejrzewam, że nie jest to wymarzone dla niego życie... ;-) Jakby nie było, zawsze mogli go przerobić na Aligator Sandwich!










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz