poniedziałek, 29 kwietnia 2013

7!

Jestem tu już 7 tygodni! Jeśli czas będzie leciał  w tak szybkim tempie to zanim się obejrzę, będę musiała pakować walizki. Póki co zrobiłam już chyba wszystkie rzeczy, które powinnam jeśli chodzi o biurokrację. Sprawa nr. 1 - prawo jazdy!!! :-)

Zeszły tydzień i weekend były dla mnie strasznie ekscytujące. Zaczęło się od niedzielnej wizyty w Kings Dominion - parku rozrywki. Ostatni raz na kolejce górskiej byłam jako dziecko, a poza tym nigdy nie byłam w tak wielkim parku jak tamten. Nawet nie wiem na ilu kolejkach byłam, ale gardło bolało od krzyczenia! ;-) Jeden z tych straszniejszych rollercoaster'ów (de facto najwyższy i najszybszy), jechał z prędkością 150km/h. Dla porównania największa dopuszczalna prędkość na amerykańskich autostradach to 113km/h. Na tych wszystkich kolejkach tak mną wytrzęsło, że następnego dnia bolała mnie głowa. Ale zdecydowanie pojechałabym tam jeszcze raz!

Pozdrowienia spod amerykańskiej Wieży Eiffla :)

Reszta tygodnia też była niezła, przede wszystkim z tego powodu, że zdałam egzamin na stanowe prawo jazdy (nie ma się co oszukiwać, w Polsce jest milion razy trudniej!). Wszystko trwało 2h i kosztowało tylko $20. No i nie trzeba się w ogóle zapisywac na egzamin - po prostu przychodzisz i zdajesz. Nawet zdjęcia robią na miejscu. Jedyna rzecz, która mnie stresowała to mój egzaminator. Nie mam zielonego pojęcia skąd pochodzi, obstawiam Bliski Wschód, ale miałam niemały problem, żeby zrozumieć co on w ogóle do mnie mówi. Nawet gdy powiedział "change lane" albo "turn right" to zawsze pytałam się dwa razy żeby upewnić się czy dobrze zrozumiałam. Najśmieszniejsze było to, jak przed egzaminem przeczytał mi moje prawa i obowiązki w trakcie egzaminu. Ja miałam okulary przeciwsłoneczne i kątem oka byłam w stanie przeczytać to co on i wiem, że on chyba sam dobrze tego nie rozumiał, bo opuścił tyle wyrazów, że to co mówił na głos prawie nie miało sensu. Ale najważniejsze jest to, że mam już to za sobą i jedyne co teraz mogę zrobić to poczekać kilka dni, aż przyślą mi prawo jazdy do domu :-)

Później dostałam telefon z uczelni, że jest wolne miejsce na kurs, na kórym byłam na liście rezerwowej. Nie mogłam w to uwierzyć, że się dostałam bo byłam 18 w kolejce! Wczoraj byłam pierwszy raz na zajęciach i czuję, że podjęłam dobrą decyzję. Kurs nazywa się Niagara Falls - The Flow of History, zajęcia to głównie historia regionu Niagary, zmiany społeczne i kulturowe oraz turystyka, czyli coś w sam raz dla mnie. Najlepsza część zajęć będzie w czerwcu, bo... Pojadę do Kanady! Od dziecka chciałam zobaczyć te wodospady, a teraz w końcu mi się to uda. Zajęcia nie są długie, więc będę musiała zrobić jeszcze jeden kurs żeby spełnić wymogi wizowe i zdobyć odpowiednią ilość kredytów. Po wczorajszym dniu byłam strasznie zmęczona, ale naprawdę zadowolona, że tam jestem. Nawet robienie zadań domowych nie jest takie złe, jeśli to co musisz zrobić naprawdę cię zainteresuje :-)

Edit.
Egzamin na prawo jazdy naprawdę nie jest trudny. Żeby do niego przystąpić trzeba mieć 19 lat i wszystkie wymagane dokumenty. Przed egzaminem przeczytałam książeczkę z DMV (Department of Motor Vehicles), która jest naprawdę cieniutka. Online można zrobić przykładowy test (jednak pytania często się powtarzają i na egzaminie jest ich więcej. Sam egzamin ma część teoretyczną i praktyczną - teoria to po prostu odpowiadanie na pytania na komputerze, najpierw 10 dot. znaków drogowych (nie można zrobić żadnego błędu), a kolejne bodajże 25 pytań dotyczy na przykład różnych sytuacji na drodze. W drugiej części można zrobić kilka błędów. Po teorii przechodzi się do praktyki (trzeba pamiętać, żeby zaparkować auto w miejscu dla osób zdających egzamin). Egzamin praktyczny to wykonywanie prostych poleceń, takich jak "zmień pas", "zrób u-turn", "skręć w lewo/prawo", itd. - na prawdę banał. Nie ma co się stresować - egzamin naprawdę nie ma porównania do tego w Polsce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz