poniedziałek, 9 grudnia 2013

The Amish Country - ludzie, którzy wybrali inne życie.

Kto z Was słyszał o Amiszach? Pamiętam film komediowy z Kristie Alley Na dobre i na złe o parze, która ukrywała się w wiosce Amiszów. Ale czy naprawdę tak łatwo ich znaleźć w Stanach? Mi się udało!

Największe skupisko Amiszów w USA znajduje się w okolicach miejscowości Lancaster w stanie Pennsylvania. Zaledwie 200 km na północ od miejsca, w którym mieszkam trafić można do tzw. Dutch Country.


Jesień w Ameryce jest całkiem inna niż polska. Trawa bardzo długo pozostaje soczyście zielona, podczas gdy liście drzew zmieniają swoje kolory.
 Przez sam środek stanu przebiegają Appallachy, ukształtowanie powierzchni jest więc raczej pagórkowate. Warto też wspomnieć, że wraz z przekroczeniem granicy stanu Maryland i Pennsylvania przekroczyłyśmy historyczną linię Masona-Dixona, która oddzielała Północ od Południa, innymi słowy mówiąc - Unię od Konfederatów.

Naszym pierwszym przystankiem "na dłużej" była miejscowość Bird-in-Hand. Znaleźć tam można budynki z czasów kolonialnych oraz Farmers Market, gdzie można nabyć produkty Amiszów (różnego rodzaju dżemy, ogórki, przetwory, a nawet chipsy!). Ich produkty są bardzo wysoko cenione ze względu na sposób produkcji oraz brak konserwantów.


W Bird-in-Hand znajduje się kilka ciekawych sklepików. Naszą największą uwagę przykuły wielkie (i ciężkie) kapelusze, które kojarzyły mi się z czasami Ani z Zielonego Wzgórza.
W tym samym sklepie co kapelusze znaleźć można plastikowe jedzenie, które do złudzenia przypomina prawdziwe! Oprócz tortów były galaretki, pucharki lodów i inne "słodycze". Zastanawiam się tylko po co ktoś chciałby to kupować?!
Kolejny sklep bardzo mi się spodobał. Było to coś w rodzaju sklepu z antykami. Wchodząc tam można było odbyć podróż do przeszłości - od historycznych dystrybutorów coca-coli, poprzez stare zabawki, płyty winylowe i książki. Można tam było znaleźć absolutnie wszystko, a utrzymane było to w klimacie małomiasteczkowego sklepiku, gdzie wszystkie ceny były wypisane ręcznie.
"Wszystkie nieposłuszne dzieci zostaną niezwłocznie zawieszone na lepie na muchy..." ;-)
 


Jadąc między zielonymi pastwiskami The Dutch Country wyraźnie było widać zmieniające się krajobrazy. Gdy minęłyśmy pierwszy targ, na którym roiło się od  Amiszów przecierałam oczy ze zdumienia! Wszyscy w czarnych garniturach, z kapeluszami na głowie. Kilka zaparkowanych bryczek. Nie było mnie stać na nic innego niż po prostu otworzyć buzię ze zdziwienia, a jak się potem okazało - ten wyraz twarzy towarzyszył mi przez dłuższy czas. Chyba największe zdziwienie przeżyłam widząc amiszowe rowery - bez pedałów! Dlaczego? Pedały to wytwór szatana, więc Amisze pozbyli się ich tworząc ręcznie robione rowery, które bardziej przypominają hulajnogi.

Wskazówek dojazdu do wioski Amiszów szukałam z Internecie i to do czego nas to zaprowadziło. Jak miało się to do rzeczywistości? Nijak. Można było tam kupić bilety za $8 by zobaczyć skansen (dom, obora i kilka innych budynków), które wybudowane zostały specjalnie dla turystów. Inną opcją zdzierania z ludzi pieniędzy były przejażdżki autobusem po wiosce za ponad $20. Nie wiem jak wyglądała ta "wycieczka" ale na pewno nie była warta tych pieniędzy. Nie zapominajmy, że Amisze nie są zwierzętami w zoo i życie jakie prowadzą nie jest dla nich niczym nadzwyczajnym!
Jeszcze rower czy już hulajnoga?
Do obrabiania pola Amisze używają skonstruowanych przez nich samych urządzeń. Powyżej pole dyniowe.

Jedno z moich ulubionych zdjęć - amiska dziewczyna "pędząca" na rowerze przez pola. Zabudowania w tle to gospodarstwa Amiszów.
Jeżdżąc amerykańskimi drogami zauważyć można częsty brak poboczy. Nie w Pennsylvanii. Tam pobocze ma prawie taką samą szerokość jak pasy ruchu, a to wszystko ze względu na poruszające się nimi bryczki Amiszów.

Gdy myślę teraz o tych ludziach, to jedno określenie, które nasuwa mi się na myśl to po prostu paradoks. Jak w XXI wieku mogą żyć ludzie, którzy uważają, że elektryczność to wytwór diabła, tak samo jak pedały zamontowane w rowerze? Jeśli myślałam, że Harpers Ferry to miasteczko żywcem wyjęte z przeszłości to się myliłam. Harpers Ferry to historyczne miasteczko, jednak wszystko istnieje tam i wygląda dla turystów. Amisze sami wybrali sobie takie życie, a także to, że nie chcą go zmienić i iść z biegiem czasu.

Miejsca parkingowe w Lancaster County są zdecydowanie dłuższe od tych, które znałam!
Amiski "samochód", czyli bryczka zaprzęgnięta w konie. I tutaj kolejny paradoks - skąd w takim powozie wszystkie lampki i jak ma się to do nie używania przez nich elektryczności?


Kilka interesujących faktów o Amiszach:
  • są chrześcijanami - protestantami, wywodzącymi się ze Szwajcarii,
  • życie Amiszów jest uporządkowane zasadami zebranymi w tzw. Ordnung - również to, jak mają się ubierać i czesać,
  • posiadają własny język - Pennsylvania Dutch,
  • śluby zawierane są wyłącznie między osobami należącymi do wspólnoty, a co za tym idzie - czasami dopuszczane są małżeństwa między krewnymi, gdyż ich wspólnoty nie są liczne,
  • Amisze nie mogą prowadzić samochodu - mogą jednak podróżować jako pasażer,
  • są pacyfistami - nie odbywają służby wojskowej,
  • nie muszą płacić podatku społecznego, nie są również objęci opieką medyczną,
  • w okresie dojrzewania amiska młodzież przechodzi tzw. Rumspringę - czas, określany jako wielka wolność. W tym okresie mogą spróbować życia jak większość ludzi na świecie, w dużym mieście, ze wszystkimi udogodnieniami XXI wieku. Mogą zadecydować czy chcą prowadzić takie życie czy powrócić do starego. Jeśli zdecydują się odejść od amiskiego - nie mogą już nigdy wrócić ani utrzymywać kontaktów z rodziną. Co ciekawe, wielu amiskich nastolatków woli wrócić do swojego życia we wspólnocie, nasz rozwój cywilizacyjny ich nie przekonuje.

Historyczna szkoła Amiszów.
Amiskie dzieci uczą się wszystkie razem w jednej szkole. Ich obowiązek szkolny trwa 8 lat, ponadto są nauczane przez nauczyciela, który ukończył taką samą szkołę. Wniosek, który się nasuwa jest prosty - Amisze nie są za bardzo wyedukowani.
Pod szkołą znalazło się kilka powozów na sprzedaż.
A tak wygląda amiskie gospodarstwo. Niczym nie różni się od innych, a ponadto całe obejście jest bardzo czyste.
Ten dom nie ma oczywiście już nic wspólnego z Amiszami. Przejeżdżając przez Lancaster County można spotkać naprawdę ciekawą i historyczną architekturę.

 

Barnstar, czasami nazywana Pennsylvania Star. Od momentu kiedy zaczęłyśmy mijać pierwsze domy i gospodarstwa w Pennsylvanii, zwróciłam uwagę na znajdujące się na budynkach gwiazdy. Okazało się, że są bardzo popularne w tym rejonie oraz uważane jako szczęśliwe tak samo jak końskie podkowy. Pojawiły się w XVIII wieku w Pennsylvanii, natomiast ich popularność wzrosła w czasie wojny secesyjnej.


Wspominając teraz wyjazd do Pennsylvanii wciąż ciężko mi uwierzyć w styl życia Amiszów. Nieco mnie jednak zdziwiła tamtejsza rzeczywistość. Słyszałam o wiosce Amiszów i wyobrażałam to sobie tak: wszędzie pola, jedna polna droga prowadząca do drewnianych zabudowań a pośród tego wszystkiego żyjący tam Amisze. A jak jest naprawdę? Pól wszędzie pełno - to się zgadza. Polne drogi? Już trochę mniej. Owszem są, jednak przeważają drogi asfaltowe, których pobocza niejednokrotnie są tej samej szerokości co pasy ruchu. Natomiast amiskie domy niewiele się różnią od tych "cywilizowanych". Byłam zdziwiona, że ich gospodarstwa są takie duże i posiadają olbrzymie silosy. A ostatnia rzecz, która mnie zadziwiła? Pewien Amisz myjący swoją bryczkę przed parterowym domkiem, z ceglanym frontem. Owy domek posiadał nawet na tą bryczkę garaż. Dom jak tysiące innych w Stanach, natomiast jego mieszkańcy całkowicie inni, lecz mimo wszystko tacy sami jak my. Oni po prostu wybrali inne życie.

7 komentarzy:

  1. Oj, super zdjęcia. Na pewno chcę to zobaczyć na własne oczy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Polecam to z całego serca - na pewno nie zapomnę tego wyjazdu!

      Usuń
  2. To musiało być naprawdę wielkie zderzenie kulturowe! I rzeczywiście, to wszystko to jeden wielki paradoks. Jak w jednym kraju mogą znajdować się aż tak skrajnie różni ludzie? Z jednej strony rozluźnione obyczaje Amerykanów, masówka, a z drugiej tacy właśnie Amisze.
    No cóż, ja tam się cieszę z elektryczności i bardzo ją sobie cenię ;) Dzięki niej mogłam chociażby przeczytać Twojego posta ~~ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie było Ameryka to kraj kontrastów - wielkie betonowe dżungle, ale również niezamieszkane pustkowia. Fajnie się patrzy na takie życie z boku, ale żyć jak Amiszka na pewno bym nie chciała. Chociaż w sumie - na góra tydzień mogłabym to wypróbować ;)

      Usuń
  3. wow, świetne zdjęcia no i cała wycieczka! :) Podziwiam ich za to jak żyją :P w dobie tak rozwijającej się techniki itp. chyba ciężko by mi się tam żyło :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ja sobie również nie wyobrażam takiego życia!

      Usuń