Każdy chyba zna dzień, w którym Stany
Zjednoczone uzyskały niepodległość. O towarzyszącej temu fecie, ogólnej radości i
fajerwerkach wiedzą chyba wszyscy. Cieszę się, że mogłam w tym uczestniczyć i
to na dodatek w stolicy USA.
Większość ludzi w Waszyngtonie decyduje
się spędzić ten czas na National Mall'u. Jest strasznie tłoczno i ciężko
potem wydostać się z tego tłumu i trafić do domu. Trochę żałuję, że nie mogłam
być tam ze wszystkimi ludźmi, jednak mój 4 lipca też nie był taki zły!
:-)
Architektura Waszyngtonu jest specyficzna
i różni się od chyba wszystkich innych dużych miast w Stanach. Co jest takie
inne? Brak drapaczy chmur! Thomas Jefferson marzył o tym, by Waszyngton był "amerykańskim Paryżem", z rozległą, lecz niską zabudową i tak wysokość żadnego budynku nie może przekraczać 11 pięter. Kilka budowli jest jednak trochę wyższych, jak na przykłąd słynna kolumna Washington Monument oraz U.S. Capitol. Przechodząc do rzeczy - skoro wszystkie budynki w
centrum DC są nie wyższe niż 11 pięter, będąc na dachu jednego z nich
praktycznie nic nie powinno zasłaniać widoku. I właśnie tak spędziłam mój The
Fourth - na dachu jednego z budynków, znajdującego się tylko kilka bloków
od National Mall, z bezpośrednim widokiem na Pomnik Waszyngtona i wieczorne
fajerwerki, które pojawiły się za nią po 21:00.
Miejsce było naprawdę fajne, było tam
kilkadziesiąt osób, wszyscy weseli, w większości poubierani w ciuchy w
narodowych kolorach albo koszulkach z amerykańską flagą, jedynym planem było
spędzić miło czas. Tak upłynęło kilka godzin, zaliczyliśmy zachód słońca, a po
zmroku zaczęły się fajerwerki. Cały pokaz trwał 20-25 minut i oprócz
spektakularnych fajerwerków, najciekawsze były te, które wybuchały w kształcie
gwiazd, uśmiechniętej buźki i... liter U, S, A. Generalnie myślałam, że po całym
pokazie ludzie zostaną tam jeszcze trochę, ale wszyscy się zwinęli i potem
dokładnie rozumiałam dlaczego. Wyjechanie z DC było niemałym przedsięwzięciem. Wszędzie mnóstwo ludzi, którzy wcale nie przejmowali się światłami,
jeszcze więcej samochodów, które tkwiły w korkach. Na szczęście szybko udało
nam się wrócić do domu.
W dzień w Waszyngtonie odbywały się
parady, na które niestety nie poszłam, ale nie spędziłam dnia nic nie
robiąc. W dzień pojechałam do
Alexandrii, która spodobała mi się pierwszego dnia, kiedy ją zobaczyłam.
Położna jest na południe od Waszyngtonu i ma niesamowity klimat. Czułam się tam
jak w Europie, a wszystko dzięki małym uliczkom i sklepikom, które mieściły się
w historycznej części miasta. Jest to takie inne od tych wszystkich sklepów,
które są w wielkich centrach handlowych. Alexandria znana jest w okolicy jako
historyczne miasto, a co ciekawe posiada także marinę. Jest tam naprawdę niesamowity klimat, dużo łódek i świetne miejsce, żeby po prostu spędzić czas ze znajomymi, miła odmiana od centrów handlowych, gdzie zazwyczaj chodzą tutaj
ludzie. Jeśli chodzi o Alexandrię, to flag na ulicy było sporo, ale jednak
miałam wrażenie, że w mojej miejscowości na 3 maja jest ich więcej. :-) W samym
Waszyngtonie flag oczywiście było więcej i były większe, ale jeśli chodzi o
świętowanie dnia niepodległości to chyba najbardziej podobało mi się to w
Turcji, gdzie Izmir był czerwony od flag... :-)
Kolejne dni postawiłyśmy wspólnie z Agą wykorzystać, żeby zrobić kolejne wycieczki. Dzień po Święcie Niepodległości wybrałyśmy się do Richmond - stolicy stanu Virginia. Wynik? Klapa. Nie spodziewałam się, że miasto, które jest stolicą stanu będzie tak nieprzyjazne i zniechęcające.
Po przejechaniu 100 mil (160
km), spędziłyśmy chyba ponad godzinę na szukaniu parkingu. Problemem nie
był ich brak, natomiast to, że wyglądały jakby ktoś podłożył na nich bombę. Nie
chciałam zostawiać samochodu w takim miejscu, więc krążyłyśmy po
"centrum", gdzie praktycznie wszystkie ulice były jednokierunkowe i
powrót na właściwą drogę zajmował wieczność. Gdy w końcu znalazłyśmy
bezpiecznie wyglądający zabudowany parking, wyruszyłyśmy na zwiedzanie.
Generalnie od samego początku miasto nam się nie spodobało, nie tylko ze
względu na "bombowe parkingi", ale generalnie nie czułyśmy się tam
bezpiecznie. Od wielu osób słyszałam, że DC Metropolitan Area, jest bogatym
regionem Stanów i życie jest tam droższe niż w innych rejonach USA. Gdy
wjechałyśmy do Richmond, wiedziałam, że jest to w 100% prawda. Nie widziałyśmy chyba
żadnych bezdomnych (w DC są ich krocie), ale panowała atmosfera "ogólnej
gangsterki".
Do zobaczenia nie jest tam wcale dużo, mimo, że to stolica Virginii.
Skupiłyśmy się na Capitol Hill i jego okolicy, a potem udałyśmy się do
parku nad rzeką i wysepkami, który okazał się po prostu beznadziejny. Nad
parkiem przebiegała autostrada lub jakaś droga stanowa, więc patrząc do góry
można było zobaczyć most, rzeka okazała się brudnym kanałem, punktem centralnym
wysepki były 2 TOI-TOI'e, a widok roztaczał się na... elektrownię. Po krótkim
namyśle zdecydowałyśmy, że wracamy do domu, bo nic tam po nas.
Richmond nie było naszym najlepszym pomysłem i jestem święcie
przekonana, że nigdy więcej nie chcę tam pojechać. Jak dla mnie było to
miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc (chociaż ponoć to Detroit jest miastem, o
którym zapomniał Bóg - nawet nie mam ochoty tego sprawdzać) i jeśli nic ważnego
nie masz tam do załatwienia to po prostu tam nie jedź. Z Richmond przywiozłam tylko zdjęcia ładnych miejsc. Byłam tak
rozczarowana tym miastem, że naprawdę nie chciało mi się ich robić.
Na zakończenie długiego weekendu zamarzyło się nam pojechać na plażę. I prawdę mówiąc na zdjęciach wygląda to o wiele lepiej niż w rzeczywistości. Pojechałyśmy do Chesapeake Beach w stanie Maryland i o ile pierwsze wrażenie było dobre to po wejściu na plażę musiałam zmienić zdanie. Miejscowość położna jest nad zatoką, więc cudów się nie spodziewałam. Na początek - za wejście na coś co nazwano plażą (jeszcze mniejsze niż prawdziwa plaża z Key West'u) skasowano nas $12. Okej, chciałam jechać na plażę to mam. A potem konfrontacja z wodą, która okazała się brązowa! Taka była brudna. A na widok dzieciaków, które tam snurkowały, aż mnie ciary przeszły. Mimo wszystko dzień spędzony na takiej plaży był lepszy niż siedzenie w mieście :-)
Podsumowując, weekend 4 lipca mógłby być lepszy, ale z drugiej też strony nie był taki zły. Zobaczyłam miejsca, do których i tak chciałam pojechać (Richmond, Chesapeake Beach), rozczarowały mnie, ale faktem jest to, że gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy, to bym pewnie nie uwierzyła, że tak tam jest. Na zdjęciach wszystko wygląda lepiej niż w rzeczywistości i postaram się zapamiętać te ładne obrazki, nie zapominając jak tam jest naprawdę.
|
Alexandria |
|
Marina, Alexandria |
|
Marina, Alexandria |
|
Marina, Alexandria |
|
"Zamek" w tle to Old City Hall, Richmond |
|
Moja druga Mile 0 w USA ;-) |
|
The Virginia Washington Monument znajdujący się przed budynkiem Kapitolu w Richmond |
|
Virginia State Capitol, Richmond |
|
Richmond |
|
Nie pamiętam czemu poświęcony był ten pomnik, ale na tym kończyła się ładna część miasta |
|
Richmond |
|
Richmond |
|
Pierwszy rzut oka na Chesapeake Bay w Chesapeake Beach |
|
North Beach, MD |
Jaką piękną pogodę tam masz ! :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie nie mogę narzekać, ale czasami nawet zdarzy się tropikalne urwanie chmury (czego się nie spodziewałam zanim tu przyjechałam) ;-)
Usuń