poniedziałek, 20 stycznia 2014

Around the Lake Tahoe

Podczas pobytu w Kalifornii zatrzymaliśmy w pobliżu miejscowości Truckee. Oryginalna nazwa miasteczka brzmiała Coburn Station, upamiętniając właściciela saloon'u. Truckee pochodzi natomiast od okrzyku jakim przywitał pierwszych Europejczyków Indianin z plemienia Paiute. Jadąc im na spotkanie chciał przywitać przybyszów, ci zaś myśleli, że się im przestawia i stąd właśnie wzięło się "Truckee".

Dzisiaj miasteczko wiedzie senne życie w pobliżu jeziora Tahoe. Ze snu wyrywać mogą je jedynie odgłosy często przejeżdżających pociągów towarowych, które są nieodłącznym elementem polskiego krajobrazu, natomiast tutaj zbyt często ich nie widywałam.

Główna ulica w Truckee, CA.

Z cyklu "na tropie malunków na murach" ;-)
Truckee to naprawdę mała miejscowość, nawet stacja benzynowa nie była aż taka nowoczesna. Kolejne miejsce, gdzie czasy się jakby zatrzymał. Dodatkowo, po prawej stronie stacji znajdował się saloon, którego zdjęcia niestety nie mam. Musicie uwierzyć na słowo, że budynek ten został żywcem przeniesiony z filmów o Dzikim Zachodzie!

Zamiast kwiatów w doniczkach w tej części Kalifornii częściej spotkać można szyszki.
Które są rozmiaru XXL!
What if tomorrow never comes?!


W drodze do South Lake Tahoe, CA zatrzymaliśmy się w Emerald Bay, skąd zobaczyć można było Fannette Island.

Jednego dnia postanowiliśmy objechać całe jezioro, którego długość linii brzegowej wynosi 114 km! Droga jest położona naprawdę malowniczo, w kilku miejscach można mieć wrażenie, że samochód zaraz spadnie w przepaść, bo nie ma tam żadnej barierki. Dzień był piękny i słoneczny, było ciepło, a widoki po prostu zwalały z nóg!


Zaraz po przekroczeniu granicy z Nevadą, naszym oczom ukazały się niezliczone kasyna. Spotkać je można było w wielu miejscach po drodze, lecz najwięcej przy granicy z Kalifornią.

Widok na Lake Tahoe z punktu widokowego w pobliżu Sand Harbor, NV.
Pewnego ranka nasz karmnik na balkonie odwiedziło naprawdę sporo ptaków, po wielu próbach udało mi się zrobić zdjęcie chociaż jednemu.
Ostatniego dnia musieliśmy opuścić dom około 11 rano, natomiast lot był 12 godzin później. Hości rozważali wiele opcji gdzie moglibyśmy pojechać i w końcu stanęło na tym, że odwiedzimy Muir Woods National Monument, gdzie zobaczyć można sekwoje wieczniezielone - jedne z najstarszych drzew na Ziemi. Niestety wstęp był drogi - $7/os., a dodatkowo mieliśmy naprawdę mało czasu przed zamknięciem parku. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że nie ma sensu iść tam w pośpiechu, a zamiast tego możemy pojechać pod Golden Gate Bridge. Sekwoje z Muir Woods mają między 500 a 800 lat, dożywają do 2 tysięcy, więc mogą jeszcze trochę na mnie poczekać. Golden Gate też by na pewno nie uciekł, ale naprawdę ucieszyłam się, że zobaczę go z bliska. Udało nam się nawet utknąć w korku, gdy przez niego przejeżdżaliśmy. Mimo wszystko - w Polsce był już ostatni dzień starego roku, a ja stałam nad Zatoką San Francisco spoglądając to na most i na San Francisco Skyline majaczącą gdzieś w oddali za setkami żaglówek.

Największa niespodzianka ostatniego dnia w Kalifornii - Golden Gate Bridge. Jeden z tych momentów, w których nie wiesz czy naprawdę tam jesteś, czy po prostu to tylko sen!

A w oddali wieżowce San Francisco.


Takiego zakończenia roku na pewno sobie nie wyobrażałam! Biorąc pod uwagę wszystkie kilometry jakie pokonałam w 2013 roku, spokojnie mogłabym okrążyć Ziemię. Podróżniczo był to najlepszy rok mojego życia, a wszystkie doświadczenia jakie tutaj miałam tylko udowadniają mi, że świat nie jest taki duży jaki się wydaje i że wszystko jest możliwe. W Sylwestra natomiast, którego spędziłam w pobliżu stolicy USA, zastanawiałam się, gdzie dane mi będzie spędzić go za rok. Cóż, tego nie wie nikt, a rok 2014 na pewno dla wielu z nas niesie niespodzianki. Z resztą, gdybyśmy mogli wiedzieć co na nam się przytrafi, życie nie byłoby takie ciekawe. Coś co się zawsze przydaje to cierpliwość i wiara, których czasami mi brakuje, szczególnie w ostatnich dniach. Czas żeby znów zacząć sobie powtarzać jak mantrę, że the best is yet to come! A wszystko we właściwym czasie.



Do zobaczenia San Franscico, na pewno jeszcze się spotkamy!!! ;-)

4 komentarze:

  1. Ten most przez same zdjęcia potrafił podbić moje serce, więc potrafię zrozumieć, że mogłaś się szczególnie w nim zakochać w takich okolicznosciach.
    Cudowne zakończenie roku! Marzenia się spełniają, co? ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spełniają się, a gdy staje się to w momencie gdy się tego w ogóle nie spodziewasz to tylko czekasz aż ktoś Cię albo uszczypnie albo obudzi!

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. uwielbiam ten most, kojarzy mi się z serialem "Pełna chata" :) który był tam nagrywany. Mam nadzieje, że uda mi się go kiedyś zobaczyć z bliska, a nie tylko na zdjęciach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam za to kciuki! Miejsce magiczne, jedno z tych "Must See Before I Die"!

      Usuń