środa, 14 listopada 2012

Marzenia

Czy można dogonić marzenia? I tak, i nie. Zależy o czym tak naprawdę się marzy. Ja marzę, żeby zobaczyć cały świat. Naiwne? Może trochę. Ale wierzę, że mi się uda. Wiem, że gdyby udałoby mi sie to zrobić w 50% byłby to ogromny sukces. Ale nawet z 15% byłabym usatysfakcjonowana.
Wiele razy przeglądając książki podróżnicze i przewodniki oglądam zdjęcia rzeczy i miejsc, do których chcę podróżować. Tym większa jest moja satysfakcja, kiedy mogę zweryfikować wiedzę z książek i na własne oczy zobaczyć to wszystko o czym czytałam.
Z pewnością nie zobaczyłam na świecie jeszcze dużo, ale w moim odczuciu i tak jest to już spory dorobek. Oczywiście wychodzę z założenia, że najpierw trzeba poznać własny kraj, by dopiero potem móc wybrać się dalej. Choć jeszcze wiele miejsc na mojej mapie Polski posiada pinezkę z etykietą "chcę pojechać", to i tak, przede wszystkim dzięki rodzicom, zobaczyłam te ważniejsze miejsca.
Specjalne miejsce na mapie świata ma dla mnie Turcja, a to przede wszystkim z tego względu, że mieszkałam tam prawie przez 7 miesięcy. I choć mieszkałam w turystycznych kurortach (bo taką miałam pracę), to udało mi się zobaczyć też prawdziwe życie części tego kraju, z dala od ludzi, którzy mieli coś do czynienia z turystyką. Dla mnie Turcja to nie tylko morze, plaża i słońce, ale liczne zabytki i piękne krajobrazy. Coś o czym marzyłam od dziecka - miejsce gdzie góry spotykają się z morzem. Wiele razy jadąc przez Turcję porównywałam tamtejsze "wzniesienia" do naszych polskich gór. Zawsze powtarzałam, że te tureckie "pagórki" są wyższe od naszych Karkonoszy. A ja mam do Karkonoszy wielki sentyment, choć Tatry przy nich robią o wiele bardziej spektakularne wrażenie. Te tureckie "górki", można spotkać praktycznie wszędzie, jadąc pięknymi, krętymi drogami wzdłuż wybrzeża. Na mnie ten widok robił piorunujące wrażenie - coś pomiędzy naszymi Karkonoszami a Tatrami a w oddali, między jednym wzniesieniem a drugim przebija się widok na morze. Oczywiście nie muszę mówić, że taki właśnie widok o zachodzie słońca to szalenie romantyczny widok. Ale kwestię Turcji uważam już za "prawie" zakończoną. Dlaczego "prawie"? Bo zostało tam jeszcze parę must see. Punkt pierwszy - Istambuł. Punkt drugi - Kapadocja. Punkt trzeci - cała reszta :-). Istambuł już niedługo, bo za 1,5 miesiąca. Kapadocja trochę później. Podejrzewam, że nawet dużo później i pewnie najprawdopodobniej wykonana zostanie razem z punktem trzecim. A na punkt trzeci mam już swój pomysł, lecz najpierw trzeba znaleźć fundusze i ekipę. Genralnie to może jeszcze poczekać.
Na moim horyzoncie pojawia się o wiele odleglejsza destynacja. Jaka? Część osób już wie o co chodzi :-). Ale może od początku... Zdecydowałam się wyjechać. Na rok. Właściwie na 13 miesięcy. Na początku nowego roku ale jeszcze sama nie wiem kiedy, bo nie zależy to tylko i wyłącznie ode mnie. W każdym razie czuję, że Paulo Coelho miał rację (jak zawsze:-). Z czym tym razem miał rację? Dokładnie to z tym:
Gdy człowiek podejmuje już decyzję, to trochę jakby skoczył w wartki strumień, który porywa go w kierunku, o jakim mu się nawet nie śniło, w chwili gdy ją podejmował.
Wiem, że w moim przypadku tak będzie. Najprawdopodobniej jest tak w każdym przypadku, ale ja lubię to odnieść do swoich własnych doświadczeń. Ktoś kiedyś powiedział, że każda podróż zaczyna się na długo przed jej rozpoczęciem. I w tym w 100% się zgadzam. Czasami planuję już co zobaczę, chociaż wiem, że to tylko marzenia. Ale warto mieć te marzenia. Do Turcji wyjeżdżałam dwukrotnie. I dwukrotnie na długo przed wyjazdem snułam plany na jakie wycieczki pojadę i co zobaczę. Wynik? Niezupełnie taki jaki założyłam przed wyjazdem :-). Myślę, jednak, że wszystko da się nadrobić. Jeszcze miesiąc temu, ba, jeszcze tydzień temu Istambuł wydawał mi się odległym marzeniem a teraz jest marzeniem na liście tych do spełnienia i to tych realnych do spełnienia. Bilety kupione, a więc czekam na grudzień :-). Często sobie uświadamiam, że czasem o czymś marzę i szufladkuję to jako marzenie, które dobrze mieć, dzięki któremu jest mi przyjemniej bujać w obłokach, dopóki nie dzieje się coś takiego, że zmieniam etykietę tego marzenia na takie, które jednak może się wydarzyć. I to jest wspaniałe w marzeniach. To, że one naprawdę się spełniają. Z drugiej jednak strony wiem, że cholernie łatwo jest mówić o tym, że warto mieć marzenia i czekać by się spełniły temu, komu one się faktycznie spełniają. Jeśli czyjeś marzenia pozostają wyłącznie marzeniami, ta osoba traktuje je jako piękną odskocznię od świata realnego jednak wmawia sobie, że te marzenia się pewnie nie spełnią. Ja chcę te rzeczy niemożliwe i będące w sferze marzeń zamienić na rzeczywistość. I mam nadzieję, że kiedyś mi się uda :-).
Każda podróż bogaci nas nie tylko o nowe doświadczenia, ale również o nowe słowa w innym języku, historie pradawnych miejsc a także historie innych ludzi. Nie wyobrażam sobie nie móc podróżować. Wiem, że jest to trudne, wiąże się z kosztami a nawet ja sama w chwili obecnej nie moge podróżować tyle ile bym chciała z powodu braku pieniędzy. Ale już dwa razy w życiu moją pasję połączyłam z satysfakcjonującą pracą i wstawałam do pracy naprawdę szczęśliwa. Były gorsze momenty, ale sam fakt bycia w miejscu gdzie jest dużo słońca sprawiał, że po prostu chciało się żyć. Czekam na więcej takich chwil. I marzę o tym, by nigdy nie zostać przywiązaną zawodowo do biurka. Wiem, że tego bym nie wytrzymała.
Jak powiedziała mi niedawno moja mama: "jedno dziecko dla mamy, jedno dziecko dla taty, jedno dziecko dla świata". Cóż... Los chciał, że to ja jestem właśnie tym trzecim dzieckiem :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz