wtorek, 23 grudnia 2014

Święta na Hawajach.



Mele Kalikimaka! Wesołych Świąt!




Zaraz po Święcie Dziękczynienia wielu Amerykanów przeobraziło swoje podwórka i ganki w biegun północny, wszechobecne lampki podwyższają rachunki za prąd trzykrotnie, a najnowszym trendem okazały się wielkie, dmuchane dekoracje. Święty Mikołaj zadomowił się w wielu centrach handlowych, gdzie tłumy ludzi w rytmie świątecznych piosenek oddało się szałowi świątecznych zakupów. 

Mimo całej tej otoczki w ogóle nie czuję tej świątecznej atmosfery. Palmy i temperatury nie pasują do
tych Świąt, które znałam od zawsze. By wczuć się w klimat świąt, postanowiłam przespacerować się po kilku sąsiedztwach, by podziwiać Amerykańską fantazję i kreatywność w przystrajaniu swoich domów. Prawdę mówiąc jestem zaskoczona. Są to moje drugie Święta w USA, a ilość dekoracji znacznie różni się od tych, które widziałam w Virginii.

Moim ulubionym świątecznym sąsiedztwem stało się to w Waipahu, gdzie dosłownie tłumy ludzi zjechały się, by oglądać dzieło rodziny Yoshida. Cała świąteczna instalacja to nie tylko oświetlenie. Lampki są zsynchronizowane z muzyką, a całość działa dzięki energii słonecznej. 







Niektórzy mieszkańcy zdecydowali się nie tylko przystroić swoje domy na zewnątrz, ale również wewnątrz! Świąteczna kolejka wraz z małym miasteczkiem i ogromem detali przyciągnęła przechodniów do samego okna!


Jedną z dekoracji okazało się nawet być wystawione przed dom akwarium!
Rudolf jako kierowca? Nowoczesne "sanie" Mikołaja.
Ta dekoracja była oblegana przez dzieci. Święty Mikołaj nie tylko wyglądał jak żywy, ale również się poruszał.

Kolejnym świątecznym przystankiem okazały się być Honolulu City Lights, czyli coroczna instalacja świąteczna finansowana przez miasto.

Miejska choinka w Honolulu.
Święty Mikołaj, a właściwie Shaka Claus razem ze swoją małżonką ubraną w suknię z hawajskimi motywami.
 


Miejska choinka przystrojona jest właśnie takimi ozdobami.
 

A na zakończenie - życzę Wam spokojnych i radosnych Świąt spędzonych w rodzinnej atmosferze gdziekolwiek na świecie jesteście. 





czwartek, 13 listopada 2014

Maui - Haleakala sunrise

Najlepsze na koniec, czyli wschód słońca na szczycie wulkanu Haleakalā (3055m n.p.m.).

Haleakalā w języku hawajskim znaczy tyle co "Dom Słońca". 75% wyspy Maui można zawdzięczać działaności tego właśnie wulkanu, który wciąż uważa się za aktywny, mimo, że ostatnia erupcja miała miejsce w 1790 roku

Dzisiaj wulkan słynie ze spektakularnych wschodów i zachodów słońca. My zdecydowaliśmy się na to pierwsze i śmiało mogę powiedzieć, że była to chyba najlepsza rzecz, jaką zrobiliśmy będąc na Maui!


















wtorek, 11 listopada 2014

Maui - Road to Hāna

The Hāna Highway jest jedną z najbardziej malowniczo położonych dróg w Stanach Zjednoczonych. Łączy ona Kahului z miasteczkiem Hāna położonym na wschodzie wyspy.

Przejażdżka w jedną stronę zajęła nam kilka godzin, ze względu na liczne przystanki jakie robiliśmy, by zobaczyć okoliczne atrakcje.

Ciekawostki:
- Hāna Highway posiada 59 mostów, z czego 46 jest jednopasmowych,
- wiele z tych mostów jest oryginalna i pochodzi z 1910 roku,
- droga posiada mniej więcej 620 zakrętów,
- Road to Hāna figuruje na liście Narodowego Spisu Miejsc Historycznych.

Jednym z naszych pierwszych przystanków było Twin Falls, które nie jest często odwiedzane przez turystów. Powód? Ten, którego ja się doszukałam jest taki, że większość przewodników po Maui albo o tych wodospadach nie wspomina, albo wzmianki są znikome. Rezultat? Przez dość długi czas mieliśmy wodospady tylko dla siebie! Dodatkowym plusem jest stoisko ze świeżymi owocami i warzywami. My sami podzieliśmy się dorodnym kokosem.
Spacerkiem do wodospadów.
Wodospad numer 1. Woda była lodowata, jednak nie przeszkodziło nam to w świetnej zabawie.


Zdjęć drugiego wodospadu nie mam żadnych, ale mieliśmy tam jeszcze więcej frajdy. Ja nawet odważyłam się skoczyć, a wszyscy co mnie znają, wiedzą, że boję się głębokiej wody. Niestety później tego dnia, aparat na którym mieliśmy większość zdjęć i filmiki utonął w Pacyfiku.
Kolejny przystanek - Garden of Eden.
Większość grupy podziwiała piękne tęczowe drzewa. Ja natomiast odpoczywałam po męczącej podróży. Droga do Hāna to wysiłek dla organizmu - ciągłe zmiany wysokości i zakręty pomagały chorobie lokomocyjnej. Dobrze czułam się jedynie prowadząc.
Słynne lody z mleka kokosowego. Dodatkowym atutem jest to, że są wegańskie i organiczne.


Zdjęcie nawet w połowie nie oddaje uroku tego miejsca. Jest to jedna z plaż, gdzie piasek jest czarny.
 

Red Sand Beach. Niestety zdjęcie nie oddaje prawdziwego koloru piasku, który był rdzawo-czerwony.
 


W drodze powrotnej lecieliśmy nad wyspą Molokai, którą odwiedzę po raz drugi już w najbliższą sobotę! :)